Heta Roger
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 *tu wpisz chwytny tytuł*

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Chile

Chile


Reprezentowana Nacja: : Chile
Liczba postów: : 12

*tu wpisz chwytny tytuł*  Empty
PisanieTemat: *tu wpisz chwytny tytuł*    *tu wpisz chwytny tytuł*  EmptySob Kwi 04, 2015 1:30 pm

Imię i Nazwisko:
Nazywa się José Benjamín Rojas Rodríguez.
José zdrobnić można do Pepe, ale nikt tak raczej na niego nie mówi. Rojas (po ojcu) znaczy czerwony, Rodríguez zaś (po matce) syn Rodrigo. Oba te nazwiska są bardzo popularne w Chile.

Reprezentowana Nacja
Chile

Wiek:
Dwadzieścia lat.

Broń:
Garłacz i kordelas  

Przynależność:
Korsarz

Ranga na statku:
Frajer

Wygląd:
José przez dłuższy czas uważał, że należy do ludzi raczej wysokich – mało kto nad nim górował, gdzie, to on patrzył na innych z góry, w końcu aż 171 cm! Żył w tym przekonaniu dopóki nie opuścił Chile. Na statku okazało się, że, niespodzianka, jest jednym z raczej niższych załogantów. Dodać do tego jeszcze żylastość i generalnie chudą sylwetkę, i mamy kogoś pozornie mizernego. Lepiej jednak nie zapominać, że Chilijczyk jest zaprawiony.  Oprócz skóry i kości ma sporo mięśni. No i kilka pamiątek z dawnych bójek w formie blizn.  
Widać, że Latynos. Od zawsze miał ciemną karnację, a dni spędzone na prażącym słońcu jeszcze dodały mu mocnej opalenizny.  Ma brązowe, proste włosy, które zazwyczaj ścina na krótko i stara utrzymywać w jak największym porządku.  Oczy ma ciemne, spojrzenie ostre, na twarzy zazwyczaj gości niezbyt wesoła mina. Na co dzień nie wygląda na człowieka, który szczególnie cieszy się życiem, chociaż to nie znaczy, że nigdy się nie uśmiecha. Po prostu woli marszczyć brwi i się krzywić. Chodzi szybko i pewnie, chociaż może nieco sztywno, z wysoko uniesioną głową. Ogólnie dba o wygląd na tyle na ile pozwalają mu warunki panujące na statku – lubi prezentować się schludnie i z klasą, chociaż przy doborze ubioru nie zapomina też o praktyczności.

Charakter:
José  ma pewnego rodzaju talent – niezależnie od tematu rozmowy, on zawsze będzie miał do powiedzenia coś niemiłego; nieważne czy pod adresem człowieka, jego słów czy pogody. To czy wygłosi swój komentarz na głos, czy może jednak raczy zachować dla siebie zależy już od rozmówcy. Jak taki go zirytuje to nie będzie miał żadnych oporów. Można powiedzieć, że podczas gdy jego pierwszym językiem jest hiszpański, jak chce doskonale posługuje się również drugim – sarkazmem.  Wynika to po części z szczerości, ale głównie z wychowania. Dla niego komentarze na temat chociażby wyglądu, które niektórym wydałyby się obraźliwe, są codziennością i niczym szczególnym. Ma jednak wystarczająco oleju w głowie, żeby gryźć się w język w towarzystwie swoich przełożonych i co najwyżej oferować bardziej, khm, konstruktywną krytykę.
Nie ma oporów przed niekoniecznie legalnymi zajęciami, nie przejmuje się też jakoś nałożonym z góry prawem. Nie lubi jak ktoś próbuje go na siłę kontrolować i buntuje się przeciwko przesadnej kontroli – irytują go ludzie, którzy nadużywają władzy. Jednocześnie rozumie i szanuje siłę, więc jeżeli taki potencjalny przywódca wyda mu się godny i rzeczywiście potężny, podporządkuje się i będzie trzymać się ustalonych przez niego zasad. No chyba że reguły te dotyczą punktualności, ona z pewnością nie jest jego mocną stroną. Potrafi pojawić się pół godziny po ustalonym terminie i nie widzieć w tym nic złego. Pomijając ten problem, jest człowiekiem generalnie sumiennym i podchodzącym do swoich obowiązków z należytą powagą. Wykonuje robotę porządnie, bez wykrętów czy skrótów – chociaż niekoniecznie mu się z nią śpieszy.  Jest umiarkowanie lojalny – trzyma się swoich, nie jest jednak w nic ślepo zapatrzony. Czasem chęć zrobienia czegoś po swojemu – lepiej – wygrywa w nim z poczuciem obowiązku. Nie jest też szczególnie konsekwentny;  zdarza się, że sam sobie ustali reguły, żeby potem je złamać.
Ma w sobie bardzo dużo ambicji. Z pewnością nie zaspakaja go to co ma, pragnie w życiu dojść do czegoś więcej i na to więcej pracuje, poświęcając pokłady oślego uporu i czasem nierozsądnej determinacji. Jednakże gdy porównuje te wysiłki z dość lichymi  - w jego oczach – wynikami, nie jest szczególnie usatysfakcjonowany. Wynikają z tego pewne kompleksy, a nawet skłonność do zazdrości. Porównuje się do innych i, chociaż jest pewny siebie, często dochodzi do negatywnych wniosków.
Jeśli chodzi o pewność siebie, to często podchodzi ona pod odwagę, a nawet niepotrzebną brawurę. Jest na tyle dumny, że zazwyczaj trudno mu się z czegoś wycofać, nawet jeśli nie ma szans na wygraną. Jest człowiekiem bardzo emocjonalnym, przez co dość łatwo wyprowadzić go z równowagi. Gdy się zaś zezłości szybko sięga po przemoc – czy to słowną, czy fizyczną. Zazwyczaj nie szuka bójek, ale one podejrzanie często znajdują jego.
Szybkość i bełkotliwość jego wysławiania się jest często proporcjonalna do poziomu agresji. A jako iż używa sobie znanych tylko słów i ma mocny akcent (lepiej go nie komentować), czasem trudno go w takim stanie zrozumieć. Co gorsza, ma tendencję do „upiększania” swoich wypowiedzi różnorakimi przekleństwami. Ogólnie jest całkiem gadatliwy i lubi od czasu do czasu przeprowadzić jakąś cywilizowaną dyskusję. Jest samodzielny i nikogo wokół siebie nie potrzebuje, ale też się nie izoluje. Ani nie przywiązuje, a jeśli już to tylko na chwilę.
Poza tym jego pojęcie przestrzeni osobistej może wydawać się komuś dziwne. Nie ma oporów przed stanięciem blisko, za blisko,  i często się gapi. Albo pokazuje palcem. Albo dotyka czy nawet bierze cudze rzeczy bez pytania. Nie ma co się martwić, nie ukradnie. Chyba że to sakiewka.
Nie jest też alfabetą jak wielkość piratów – jest całkiem nieźle wykształcony. Potrafi chociażby czytać, pisać i rachować. Niektórym mogłoby się to wydać mało prawdopodobne, ale nieobce mu są maniery i zasady dobrego wychowania.

Relacje:
Chilijczyk nie należy do osób, które jakoś szczególnie przywiązują się do innych. Może dlatego, że mało jest ludzi, których darzy sympatią, większość jest okrutnie denerwująca. Marynarka jest wrzodem na tyłku, a piraci to... Szumowiny. O. Chociaż i o jego kamratach trudno powiedzieć dużo miłego.
Nie ma pojęcia co stało się z jego ojcem, matki nie zna, a rodzeństwo gdzieś pozdychało albo się rozpierzchło. A szkoda, swego czasu był bardzo bliski ze swoją rodziną.
Do ustalenia:
Spoiler:

Krótka historia postaci:
Właściwie to nie wiem co się stało z moim domem. Czy ojciec wreszcie przepił ostatnie pieniądze i musiał się z niego wynosić? Czy z pięknego domostwa został tylko kamień na kamieniu, ponure gruzy? Czy może, co bardziej prawdopodobne, jakaś inna rodzina się tam wprowadziła? Mogłem to sobie wyobrazić. Zadbany ogród znowu wypełniłyby śmiechy dzieci, wspinające się na najwyższe drzewo w okolicy, żeby później zostać dotkliwie ukaranym za pobrudzenie ubrań?
Mój ojciec chociażby nie miał dla nas litości. Bił znacznie mocniej niż Diego i traktował nas szorstko; być może to swojej stanowczości zawdzięczał majątek. Nigdy się nie dowiedziałem skąd wziął te wszystkie pieniądze – nie widziałem, żeby kiedykolwiek pracował czy chociażby odrywał się od butelki rumu. Diego zwykł powtarzać, że ojciec dorobił się na wojnie, że był bohaterem. Śmiem przypuszczać, że miało to jego całe bohaterstwo miało sporo wspólnego z morzem i grabieżą. Nie żeby to było takie ważne. Ważne, że zapewniał nam – całej szóstce dzieciaków – porządne życie, jedzenie i naukę.
Z początku zmiany wkradły się do naszego domu cicho i niepostrzeżenie – zorientowałem się, że coś jest nie tak bardzo późno. Nie mogliśmy sobie już pozwolić na najlepszej jakości produkty. Ojciec popadał w coraz większe długi, nie żebym wtedy rozumiał co to znaczyło. Bankructwo wisiało nad nim jak ciemna, burzowa chmura. Postanowił więc powziąć środki, żeby zmniejszyć jak najbardziej koszty. A na co najwięcej szło pieniędzy? Oczywiście na nas, na dzieciaki.
Moje siostry można było wydać za mąż, były piękne i w odpowiednim wieku. Diego był już na tyle duży i silny, że mógł na siebie pracować. A ja? Ojciec postanowił wybrać alkohol nad małym bachorem, który nie miał żadnego pojęcia na temat pracy w kopalni czy na plantacji; który jadł, ale nie był w stanie zapłacić za to jedzenie.
Z tego powodu mnie wyrzucił. Mógłbym w szczegółach opowiedzieć o życiu dziewięcioletniego, niewprawionego w niczym praktycznym chłopaka na niebezpiecznej ulicy, nie jest to jednak opowieść szczególnie ciekawa. Ot, czasy, w którym o jedzeniu mogłem sobie pomarzyć, w którym każdy dorosły był wrogiem, a każdy dzień wyzwaniem. Żebrałem, czasem kradłem, za najmniejszą monetę chwytałem się najgorszych robót. W takich warunkach jest jedna prosta zasada, którą bardzo szybko pojąłem. Liczy się tylko siła. Jesteś słaby to nie przetrwasz. Trzeba wywalczyć sobie przeżycie.
Minęło parę lat. Nie byłem już tym rozpuszczonym chłopakiem, którego jedynym zmartwieniem była konieczność nauki. Byłem szybki i zwinny, wiedziałem jak sobie poradzić. Ulica jednak mi nie wystarczała; po prostu musiałem wyrwać się z takiego nędznego życia. W sumie nie wiem jakim cudem mogłem pomyśleć, że piractwo będzie dla mnie rozwiązaniem, z pewnością jednak nie wziąłem pod uwagi jakie to będzie trudne. W porcie spotkało mnie rozczarowanie – nikt właściwie nie kwapił się do przyjęcia na statek takiego szczura lądowego, ale byłem zdeterminowany.
Śmieszne jak z biegiem czasu zmienia się perspektywa. Swego czasu nienawidziłem moich lekcji pisania, zwłaszcza że zwykle odbywały się gdy pogoda była najładniejsza. Teraz muszę jednak przyznać, że umiejętnością pisania może się przydać, zwłaszcza kiedy nie jest ona taka powszechna w twoim środowisku. Chyba właśnie tym moim krzywym, niepewnym pismem rozbawiłem jednego z kapitanów, który bardziej z litości niż z czegokolwiek innego przyjął mnie na swój pokład. Był to co prawda statek korsarzy, ale wtedy nie miało to dla mnie znaczenia.
Życie na okręcie odbiegało od wszystkiego czego się spodziewałem. Z początku było jeszcze gorsze niż życie na ulicy, głównie dlatego, że tamtą przynajmniej dobrze znałem i potrafiłem się odnaleźć. Nie raz żałowałem, że jednak nie zostałem na lądzie, bo ocean był paskudnym miejsce. Wszystko zaczęło się jednak powoli poprawiać gdy zrozumiałem, że żeby uniknąć parszywego traktowania najlepiej je wyprzedzić. Pomiatać innym zanim zdążą pomiatać tobą. Zasadę najsilniejszego wpoiła mi już ulica, więc nie miałem z tym aż takiego problemu. Wystarczyło być szybszym, silniejszym, zwinniejszym.
Właśnie opuściłem załogę. Kapitan patrzył na mnie coraz krzywiej, może wyczuwał we mnie zagrożenie. Lepiej nie sprawdzać jak daleko był się w stanie posunąć, poza tym na horyzoncie od jakiegoś czasu jawią się lepsze perspektywy. Myślę, że Karaiby to dobre miejsce na nowy start.



Dw i'n dod o Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch.
Powrót do góry Go down
Szwecja

Szwecja


Reprezentowana Nacja: : Szwecja
Stopień/Stanowisko: : Kapitan
Liczba postów: : 27

*tu wpisz chwytny tytuł*  Empty
PisanieTemat: Re: *tu wpisz chwytny tytuł*    *tu wpisz chwytny tytuł*  EmptySob Kwi 04, 2015 3:39 pm

Spoiler:



Spoiler:

Bardzo podoba mi się historia, zwłaszcza dlatego, że jest pisana w pierwszej osobie.
Akcept.
Powrót do góry Go down
 
*tu wpisz chwytny tytuł*
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Heta Roger :: 
 :: Listy Gończe - Karty Postaci
-
Skocz do: